Bohaterowie biją się o dużą kwotę, ale budżet skromniutki. Sporo poszło na pewno na finalną rozpierduchę, bo trzasło jak bomba atomowa. Musieli też trochę zapłacić kaskaderom, bo lecą z koni lub z dużej wysokości.
Chwilami absurdalny. Szczególnie pajacykowaty Murzyn grający Indianina z Shaolin. Meksykański blondas też podbija dowcip twórców. Jak obracało rewolwerowcem, myślałem, że padnę ze śmiechu. Goldsmith w muzyce również sobie poswawolił.
Świetna czołówka i niezastąpiony Lee van Cleef z czupryną.