Chryste Panie na gumowym bananie, jak źle to się oglądało. Ciarki żenady odczuwałem w trakcie aż kilkukrotnie (np. w scenie, w której T'Rina prosi o rękę Saru).
Tilly tradycyjnie już ma w sobie jakąś drażniąca manierę i aż zęby bolą, gdy ogląda się sceny z jej udziałem. Nie wiem czy to problem z samą aktorką, czy z postacią przez nią graną (lub sposobem w jaki to robi).
Z idei przyświecającej starym serialom z uniwersum pozostało niewiele. Ot, zlepek kilku nie za długich, efekciarskich teledysków, żeby docelowa publika (którą, odnoszę wrażenie, jest głównie młodzież, nie mająca zbytniej styczności z ST w latach jego świetności) mogła się skupić na te 3 czy 5 minut - tak można opisać konstrukcję odcinka.
Zdecydowanie bardziej wolałem dawny sposób kręcenia takich seriali (jeden czy dwa odcinki będące zamkniętą całością i tylko czasem nawiązujące do wydarzeń czy postaci z poprzednich).
Na szczęście to już ostatni sezon i tzw. kronikarski obowiązek nie będzie więcej zmuszał mnie do masochizmu jakim jest oglądanie ST:DIS...